Jak być sobą w cieniu krytyki.
„Jeśli chcesz uniknąć krytyki, nic nie mów, nic nie rób, bądź nikim”
Arystoteles
Co byście zrobili, gdybyście mieli pewność, że nikt Was za to nie skrytykuje? Że nikt nie podda tych działań ocenie? Wyobraźcie sobie taką sytuację i sprawdźcie dokąd prowadzą Wasze odpowiedzi.
To jest bardzo mocne pytanie, które może wskazać, co nas ogranicza, co powstrzymuje od realizacji jakichś twórczych zamierzeń, planów, które czekają gdzieś w zakamarkach szuflady (może bardziej komputera w obecnych czasach) albo dopiero krystalizują się w myślach.
Czy nie jest tak, że jedną z najbardziej typowych blokad przed ujawnieniem światu swoich pomysłów czy zamierzeń jest po prostu lęk przed krytyką otoczenia? Są oczywiście i inne jako, że każdy z nas jest istotą absolutnie niezwykłą i unikalną – ale ten krótki artykuł będzie o tym, jak fantastycznie jest uświadomić sobie, że tak naprawdę nikt o Tobie nie myśli, że wolność od strachu przed oceną jest na wyciągnięcie ręki i jak bardzo to wszystko wiąże się z perfekcjonizmem, daniem sobie wewnętrznego pozwolenia i odwagą.
Meryl Streep powiedziała” Kiedyś wchodziłam do pokoju pełnego ludzi i zastanawiałam się czy mnie lubią. Dziś gdy wchodzę do takiego pokoju zastanawiam się czy to ja ich lubię” Bywa, że rzeczywiście wraz z wiekiem czujemy coraz większą swobodę i przestajemy tak bardzo przejmować się tym, co inni o nas pomyślą. Nie chcemy tracić czasu na nadmierny krytycyzm, na zadowalanie innych i wymagań otoczenia. Wraz z doświadczeniem życiowym przychodzi czasami wyzwalająca prawda, o której pisze Elizabeth Gilbert w książce „Wielka magia”: nikt tak naprawdę o Tobie nie myśli. Ludzie zajęci są swoimi sprawami, samymi sobą i nawet jeśli coś na chwilę przyciągnie ich uwagę, uruchomi krytykę i ocenę – to będzie to jedynie chwila.
Skoro tak, to może warto już dziś zacząć robić to, co zawsze chcieliśmy – napisać artykuł albo książkę, wystąpić przed publicznością, założyć firmę. Lista jest niewyczerpana. Na pewno warto zadać sobie pytanie czy jest na co czekać? I dokonać świadomego wyboru – bo wybór jest zawsze, nawet między działaniem a czekaniem do siedemdziesiątki😊
Strach przed oceną może mieć bardzo potężnego i uciążliwego towarzysza, zwanego perfekcjonizm. Jego podszepty bywają naprawdę destrukcyjne. Zazwyczaj brzmią tak: nigdy ale to nigdy nie będziesz wystarczająco dobry! Sama przez kilka lat tego doświadczałam kształcąc się intensywnie i wpadając w niebezpieczny tryb – jeszcze kolejny warsztat i kolejny certyfikat. Bo jeszcze nie jestem dość dobrym kompletnym psychologiem. Koleżanka po fachu powiedziała mi: zacznij w końcu prowadzić sejse psychologiczne, a jak zobaczysz, że to działa to nie będziesz już mogła się cofnąć. I jakąż satysfakcję dały mi moje pierwsze spotkania z klientami. Liczę, że im też. Tak przynajmniej mówili.
Bo generalnie chodzi o to, żeby wyzbyć się utopijnych marzeń o perfekcji i przejść do akcji. Choćbyśmy poświęcili życie na tworzenie czegoś nieskazitelnego, na przygotowanie się do wykonywania jakiegoś zawodu w stopniu idealnym, zawsze ale to zawsze znajdzie się ktoś, kto doszuka się w tym wad. Stare powiedzenie „lepsze jest wrogiem dobrego” pasuje tutaj jak ulał.
Lęk płynący z perfekcjonizmu jest doskonałym wytłumaczeniem, żeby na wszelki wypadek jednak powstrzymać się przed działaniem. Gdyby tak go zaakceptować, chociaż w części, to jaką wspaniałą przestrzeń ta akceptacja w nas otwiera! Ile miejsca na coś innego. Na co? A to już jest pytanie indywidualne do każdego z osobna.
Wewnętrzne pozwolenie na to, żeby przejść do działania zamiast poddawać się lękowi może być aktem wielkiej odwagi. A odwaga nie oznacza pozbycia się strachu! Według Brene Brown z odwagą zawsze związane są emocje, ryzyko i niepewność. Włączając w to wrażliwość i wstyd, który według definicji wspomnianej autorki jest uczuciem lęku przed byciem ocenionym – a źródłem tego lęku jest lęk przed odrzuceniem. Dobra wiadomość jest taka, że każdy z nas może uzyskać dostęp do własnej odwagi, oraz że odwagę można rozwijać. Np. poprzez pracę rozwojową z psychologiem czy coachem.
W tych rozważaniach przewrotnie przychodzi mi do głowy jeszcze jedno pytanie – co by było gdyby nie nasze działania ? Nie ważne czy te, które nazwiemy sukcesem, czy porażką, nie ważne czy zauważone, czy nie. Wystarczy, że uwalniające twórczość i często skrywane potrzeby. Jak strasznie ubogi byłby świat, jak nudny a może nawet przerażający gdybyśmy nie decydowali się na to żeby robić to, co dyktuje nam serce, umysł, kreatywność, cokolwiek…
Uruchamia się tu kolejny wymiar – jeśli nie dla siebie to dla dobra świata zacznij działać w takim obszarze o jakim marzysz, w takim stopniu jaki w danym momencie jest możliwy i w taki sposób, który wypływa z Twojej wewnętrznej wolności.
Puenty właściwie chyba nie będzie – bo z samej definicji powinna być zaskakująca. A zaskoczeniem nie będzie stwierdzenie, że lęk i krytyka zawsze będą nam towarzyszyć. To co możemy zrobić to albo pozwolić żeby nas hamowały albo iść do przodu w ich towarzystwie. Zamiast dążyć do ideału, wystarczy być po prostu dobrym w danej dziedzinie. Jeśli perfekcjonizm to tylko tzw. zdrowy z wysokimi aspiracjami i niskim poziomem obawy przed niedoskonałością (J. Stoeber i K. Otto (2006)). A to wiąże się nierozerwalnie z byciem po prostu sobą. Z badań Brene Brown wynika, że najszczęśliwsi, żyjący pełnią życia ludzie to ci, którzy są autentyczni, nikogo i niczego nie udają i na koniec dnia nie żałują, że czegoś nie zrobili.